ratunku,nie słyszę

W ostatnich dniach poczułam jak to jest częściowo nie słyszeć. Fatalnie to jest. Jak to było? “Przewiało” mnie na spacerze w górach. Potem każdego dnia było tylko gorzej, aż wreszcie miałam ogromny spokój – nikt nic ode mnie nie chciał, bo i tak wiedział, że nie słyszę życzeń ani żądań:) Ból ucha i brak dobrego słuchu, bardzo utrudnia życie, i w moim wypadku jeszcze bardziej życie zawodowe. Skończyło się u laryngologa i jest on moim dzisiejszym cudotwórcą: słyszę!!!:)

Mimo całej średnio przyjemnej przygody, jest też coś ciekawego z tego doświadczenia. To takie dziwne słyszenie siebie jakby “od środka”. Gdy jedno ucho słyszy fatalnie, drugie słabo, a przecież nadal siebie sama słyszę. Przytłumiony głos, który nie mam pojęcia jak słyszą inni. A mi się podoba:) Głos ze środka ciała. Wewnętrzne brzmienie. Wiem oczywiście, że słyszałam je z zewnątrz – ale zdecydowanie inaczej niż normalnie.

To trochę takie wrażenie jak wtedy, gdy podczas mówienia rękoma odegniesz sobie trochę uszy “do przodu” – tak w przybliżeniu słyszą Cię inni.

Doceniam swój słuch jeszcze bardziej.
I myślę o tych, którzy mają problemy ze słuchem, bo taki świat jest innym światem. Myślę, że trudnym.

Podsumowując: tak samo jak namawiam wszelkie “podejrzane” sprawy głosowe do kontroli u foniatry, tak z uszami – do laryngologa. I wiem, że Ameryki nie odkryłam ale tak się czasami trudno zebrać, prawda?:)